Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/506

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

drzwi, radio grało. Stali tłumem, kiedy patrole czarnych otoczyły w milczeniu kamienicę i baraki Toebbensa, a strażnicy wyciągali z ukrycia ostatnich Żydów. Padał deszcz ze śniegiem, wiało. Dwie ciężarówki ledwo pomieściły kaleki i starców, których na ostatek znaleziono ukrytych w zakamarkach warsztatu. Wyciągali przed siebie mokre dłonie, żegnali krewnych, palcami chwytali powietrze, krople deszczu. Zdrowych uciekinierów ustawiono osobno. Werkmeister, blady jak płótno, wystąpił i przemówił do nich.
— Cieszcie się, pan komendant daruje wam winę i pójdziecie z innymi na Umschlagplatz. — W drodze Dawid słyszał, jak szeptem mówiono, że jacyś więźniowie zostali na Prostej i zdołali się tam dobrze ukryć.