Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/485

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pusia? Jego? Popłakał, poszukał tałesu i długo modlił się tej nocy. A że Żeleźniak po skóry się nie stawił, tak jakoś dwa dni później postanowił kryjówkę opuścić. Trząsł się okropnie, biadał, na pożegnanie całował wszystkich. Wróci albo da szmuglerowi dokładny plan, gdzie schowek. Pierwszy miał wyjść Jehuda z Kalmanem Drabikiem, po godzinie Uri.
Kalman mówił:
— Wyjdziesz za róg...
Policzy latarnie, stanie przy piątej. Przestąpi dwie płyty w chodniku i stamtąd czołgać się będzie prosto na mur. Dawno już, jak Chaskiel odbił kawał cegły. Leży na swoim miejscu. Uri wyjmie ten klin i już ma oparcie na prawą nogę. Wyciągnie dobrze lewą rękę. Tam znajdzie uchwyt; wydrapany jest cement między cegłami. (Aron Jajeczny drapał ten cement.) Niech uważa dobrze. Tyle, co na trzy palce. Kiedy ma już prawą nogę w murze i uchwyt na lewą rękę, niech wyciąga hak. Hak równo nad głową, pod samym szczytem, chodzi nie za luźno. Niech maca dokładnie, szuka powoli. Główka haka pochlapana wapnem i nic nie widać. (Kiepełe założył ten hak.) Uri podciągnie się na haku, raz! Wyrzuci prawą nogę, dwa! A kiedy będzie leżał na murze, zasunie hak z powrotem do końca. Utrącony kawałek cegły... może tak zostać. Mur połupany jest teraz kulami i to nie rzuci się w oczy nikomu. Do tej pory za każdym, kto szedł, klin zakładano na miejsce. Pamięta? Niech powtórzy jeszcze raz.
Uri powtórzył.
Poszli; a Dawid pomyślał, że Kalman prowadzi wuja Jehudę innym przejściem... Tak z tego wynikało.