Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/444

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

nich, do Żydów, z zapytaniem, czy ramię niemieckiego bohatera ma prawo osłabnąć, omdleć choćby na chwilę? Otóż nie ma. Musi podjąć dzieło i doprowadzić do końca. Po Żydach przyjdzie kolej na Słowian. Und so weiter. Wszystko jasne i żadnych wahań być nie może. Eine Erde, ein Gedanke, ein Gott. Jedna jest ziemia, jedna myśl na niej i jeden tylko Bóg patrzy z góry na czyny Führera.
Schnell, Hund!
— Mame, mame...
— Pognaj ich szybciej. Widzisz, że Niemiaszki się już denerwują i zaraz będzie niewąska chryja.
— Żydzi, kto to strzela?
— Gdzie, gdzie? Gdzie ty się pchasz tutaj z tym rowerem? Podarł mi ubranie, cymbał!
— Każ szoferowi zajechać bliżej. Tu, tu! Za rogiem straszny młyn i szarpanina.
— Nóżki mnie bolą. Ja dalej nie pójdę i ty zostawiłaś tatkę chorego. Teraz sam leży w łóżku i kto mu poda herbaty? Wracajmy do domu, tam przecież spokojnie.
— Rybeńko złota, chodź. Chodź, tak trzeba.
— Ratunku, bo mnie tratują!
— Nie podchodzić do bram. Podaj dalej. Iść środkiem.
— Czy pan nie mógłby przestać mi deptać po piętach, panie szanowny? Bo... jak zamaluję, to rodzona matula nie pozna.
— Posterunkowy, gdzie posterunkowy? Tutaj jakaś staruszka zasłabła, leży w przejściu i zagradza drogę.
— Pilnuj, żeby nie pryskali do bramy przed rogiem, bo żandarmi urządzą jatki. Stań tu. Tu będziesz widział.