Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/442

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dziecinnych. Podać dalej! Czy nikt nie wie, gdzie się zapodział Mordcheles? Ten z Twardej?
— Cham! Mówi, że mam zamknąć się sama.
— Traktują ludzi jak bydło. Wożą w ścisku, a do tego każą godzinami czekać na transport. Łajdacy i nie szanują ludzkich nerwów ani zdrowia. Bałagan, bałagan, jeszcze raz bałagan. Po raz pierwszy w życiu widzę coś podobnego... Panie policjancie, czy pan nie mógłby mi łaskawie powiedzieć, w jakim kierunku odjeżdża nasz pociąg i o której dokładnie godzinie? Pierwszy raz w życiu mi się to zdarza, że wyruszam w podróż nie bardzo wiedząc, dokąd.
— Ciamcialamcia! Zatkaj się, grzybie spróchniały, bo tu nie miejsce na rozmówki.
— Zemdlał, Boże mój, zemdlał... Wody! To z wrażenia.
— Nie mam pojęcia, która godzina. Coś podobnego. Widzi pan ten zegarek? Nie spieszył się ani o minutę przez ostatnie dwadzieścia lat.
— Człowieku, zastanów się, co mówisz?
Eine Rasse, eine Zukunft, eine Ordnung. Jedna Rasa, jedna Przyszłość, jeden Ład. Nadejście czego Höfle zapowiada. Gmach tysiącletniego Państwa jaśnieje oto przed oczami zdumionej i oczarowanej ludzkości. Ale budowa wymaga pracy, ofiar i samozatraty jednostek. Dla patrzących w przyszłość i widzących daleko, roztacza się widok pełen dumnych marzeń, zasnuty dymem i rozjaśniony ogniem. Człowiek przejdzie przez ogień oczyszczony, plemię ocalone, gatunek zbawiony. Historia tego nie zapomni i już dzisiaj krwią pisane są jej najchlubniejsze karty. Historia tego nie zapomni i ludzkość, po wiek wieków. In alle Ewigkeit.
— Panie policjancie, złociutki, wróci pan ze