Strona:Bogdan Wojdowski - Chleb rzucony umarłym.djvu/183

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

menażkę i pogładziła po ostrzyżonej szarej głowie.
— Rybeńko, zrobisz to dla mnie? Stań w ogonku i wykup zupkę. Mnie tak nogi bolą.
Lejbuś skrzywił się i powiedział sucho:
— Małka, a co za to dostanę?
— Resztę ze złotego.
Podreptał do ogonka, a Małka stanęła zastawiwszy widok na ulicę. Wśród żebraków rozległo się psykacie. Rudy kantor wściekle potrząsał krótkimi rękawami. — Precz, precz, nieczysta kobieto.
Długi Icchok wołał:
— Małka, gdzie masz kawalera? Hrabia Grandi ci się kłania. Skąd te kwiatki?
Dawid ukradkiem patrzył w tamtą stronę czerwieniąc się i bojąc, aby ktoś tego rumieńca nie zauważył. Elijahu uśmiechał się niewyraźnie. Trzymała w spoconej dłoni parę przywiędłych, wymiętych kwiatków.
Kurzem przysypane były kwiatki, sukienka, twarz.
Długi Icchok wyrwał jej mizerny bukiet i z chichotem cisnął na ziemię, a potem dokładnie rozcierał drewniakami, aż zostały tylko szczątki i rozmazana, wilgotna, zielona plama na kamieniach.
— Tfu! Kocham kwiaty, zwierzęta i dzieci. Człowieka nienawidzę.
Szarpnęła wyleniałego liska za ogon i przekręciła pyszczkiem na plecy.
Małka to zwykłe imię. Ale w starym języku oznacza królową. Ostatnia w tłumie nędzarek nazywać się może Małka i nie wiedzieć, że nosi królewskie imię, a byle ulicznik woła za każdą obdartą Żydówką: „Małka!” Felek Piorun na niepewnych nogach zatrzymywał się na ulicy, zdejmo-