Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
244
Chata wuja Tomasza

— A to się stało, że odtąd nie chcę dłużej się męczyć tem dzieckiem, to nie do zniesienia! Tego nikt nie wytrzyma. Posłuchaj tylko; zamknęłam ją i kazałam jej uczyć się na pamięć wiersza; a ona podpatrzyła gdzie chowam klucze, otworzyła komodę, wyjęła najpiękniejszy kapelusz i porznęła go na sukienki dla swojej lalki! W życiu mojem podobnej dziewczyny nie widziałam!
— Ja ci mówiłam, kuzynko — przerwała jej Marja — że z temi zwierzętami nie dasz sobie rady. Gdyby to ode mnie zależało — mówiła dalej, zwracając ironiczne spojrzenie na męża, — posłałabym tę dziewczynę do Kalabuzy[1], aby ją tam porządnie osiekli, ale tak, żeby i powstać nie mogła.
— Nie wątpię o tem — odrzekł Saint-Clare. — Mówi się wiele o szlachetności kobiet, a w życiu mojem nie widziałem nawet pół tuzina takich, coby najmniej, gdyby tylko mogły, nie umęczyły na świecie sługi.
— Twoje żarty na niewiele się zdadzą — odezwała się Marja — kuzynka jest rozsądną kobietą i widzi wszystko tak samo, jak ja.
Panna Ofelja, jak każda troskliwa gospodyni, prędko i łatwo się gniewała, a tym razem tem więcej, gdyż poniosła dość znaczną szkodę. I któż w podobnych przypadkach nie dałby się unieść gniewowi? Lecz słowa Marji chybiły celu i zupełnie ostudziły gniew panny Ofelji.
— Za nic w świecie takbym nie postąpiła — zawołała panna Ofelja. — Ale rzeczywiście, Augustynie, nie wiem, co mam począć... Uczę ją, tłómaczę, karzę często, — nic nie pomaga: jaka była, taka jest.
— Zbliż się tu, Topsy — zawołał Saint-Clare.
Topsy podeszła. Okrągłe, błyszczące jej oczy wyrażały jednocześnie trwożliwość i zwyczajne filuterne usposobienie.
— Cóżeś znowu nabroiła? — spytał Saint-Clare, którego śmieszył wyraz twarzy dziecka.
— To dlatego, że jestem zła — odpowiedziała płaczliwie Topsy. — Panna Ofelja mówi, że to dlatego.
— A czy ty nie widzisz, ile dla ciebie się panna Ofelja poświęcała? Już sama nie wie, co ma z tobą począć...
— Tak, panie. Dawniejsza moja pani toż samo mówiła; biła mnie, och! jak biła! Wyrywała mi włosy i tłukła głową o drzwi, nic jednak nie pomogło. — A chociażby była wyrwała mi wszystkie włosy z głowy i takbym lepszą nie była; już jam taka zła, wszakże ja tylko prosta murzynka!...
— Wyrzekam jej się, — rzekła panna Ofelja — poco mnie taki kłopot.
— Pozwolisz mi jedno uczynić pytanie? — przemówił Saint-Clare.
— Jakie?
— Jeżeli twoje morały nie są w stanie zbawić jednej małej poganki, która ciągle jest w domu, w twojej władzy, nacóż zda się posyłać biednych misjonarzy między tysiące zupełnie podobnych pogan? Wszak to dziecię jest doskonałym wzorem pogan, żyjących za morzami.
Panna Ofelja nic na to nie odpowiedziała. Ewa, która była niemym

  1. Dom karny.