Strona:Boecker-Stove - Chata wuja Tomasza.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
10
Chata wuja Tomasza

ny na to, by się błąkał po świecie Bożym; stworzony na to, by kupił go Tom, Dik, lub kto inny. Dlatego właśnie nie trzeba go przyzwyczajać do łagodnego obejścia, niegodzi się obudzać w nim chorobliwej nadziei; bo jak przejdzie w inne ręce, to ów nowy stan będzie mu się wydawał okropniejszym. Jestem przekonany, iż murzyni pańscy byliby kompletnie nieszczęśliwi na plantacji, w której inni piliby, wesoło śpiewali, skakali jak opętani. Pan to wiesz dobrze, panie Szelby, każdemu z nas się wydaje, że ma słuszność, to też i ja sądzę, iż się obchodzę, jak z moimi murzynami się należy.
— Szczęśliwi, którzy są zadowoleni sami z siebie — zauważył pan Szelby, wzruszywszy ramionami i nie ukrywając przykrego wrażenia, jakie na nim zrobiły teorje pana Haley.
— A cóż moja propozycja? — zapytał Haley po chwili milczenia, podczas którego obaj w pewnem zakłopotaniu zabawiali się łupaniem orzechów.
— Pomówię o tem z żoną — odpowiedział Szelby. Ale radzę panu przed nikim się nie wygadać, po coś tu przyjechał, jeśli chcesz, by się wszystko załatwiło tak spokojnie, jak sobie tego życzysz. Jestem przekonany, że skoroby się moi ludzie dowiedzieli o twoich projektach, nie wziąłbyś ani jednego z nich tak cicho i spokojnie, jak myślisz.
— Ma się rozumieć... po cóż takie rzeczy rozgłaszać? Ale winienem nadmienić, że chwile moje policzone i mam mało czasu do stracenia; dlatego chciałbym wiedzieć odrazu, czy mogę liczyć na interes, lub też nie? — Dokończając słów tych, wstał Haley od stołu i począł wciągać palto.
— Przybądź pan dziś wieczorem o godzinie szóstej lub siódmej, a otrzymasz odpowiedź stanowczą — odrzekł Szelby.
Handlarz skłonił się i wyszedł z pokoju.
— O mój Boże! czemuż nie mogę zrzucić ze schodów tego łotra wraz z jego bezczelnemi teorjami! — zawołał pan Szelby, gdy się drzwi zamknęły. — Wie on dobrze, że mnie trzyma w swojem ręku; żeby mi kto przedtem powiedział, że będę zmuszony sprzedać mego poczciwego Tomasza któremu z tych nikczemnych łotrów, pewniebym odpowiedział: trzeba być psem, aby tak postąpić! A jednak stać się musi... A syn Elizy? Żona zrobi mi scenę za tego dzieciaka i za — Tomasza. O przeklęte długi! Łotr ten zna moje krytyczne położenie i chce je wyzyskać.
W stanie Kentucky byt niewolników bodaj czy nie najlepszy. Zajęcia przeważnie rolnicze, w swej naturze spokojne i regularne, nie wymagają tych gorączkowych wysileń pracy, na jakie są narażeni murzyni w plantacjach południowych; życie i zajęcie niewolnika w Kentucky więcej niż gdzieindziej zgadza się z wymaganiami zdrowotnemi. Oprócz tego właściciele murzynów, wzbogacający się powoli, nie chwytają się gwałtownych środków, jakie wywołuje chciwość, gdy na jednej szali widzą raptowne powiększenie majątku, a na drugiej łzy i narzekania biednych, bezbronnych istot, które tylko płakać mają prawo.
Kto zwiedzał tylko plantacje w Kentucky i był świadkiem łagodnego obchodzenia się właścicieli i właścicielek, i posłuszeństwa czarnych, ten może marzyć o poetycznej legendzie, opisującej patrjarchalne oby-