Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się wspaniale. Po powrocie, nim go jeszcze rozebrała z płaszczyka, wyciągnął rączki do stołu i zawołał:
— Książka Tomciowi, mamo!
Wyrzekł to głosem tak słodkim, na jaki się tylko mógł zdobyć.
Uznała, że najlepiej udać głuchą, jęła wycinać paski papieru i naklejać je na potargane kartki książki. Praca szła wolno, on tymczasem stał przy niej, prosił, błagał, to znów tupał uparcie i powtarzał raz po raz:
— Książka Tomciowi, mamo!
Musi kiedyś nareszcie przestać, pomyślała.
Ale skończyła naprawianie szkody, a Tomcio prosił ciągle.
Zatęskniła do postaci z książki, które były znacznie bardziej zajmujące, niż nudny synalek, ale nie chciała się nań gniewać, przeto jęła udawać, że gra na flecie. Przebierała palcami przy ustach i gwizdała z wielką wprawą.
Targał ją za suknię,... odpowiedziała na flecie. Poweselała, a radość jej wzrosła jeszcze, gdy się rozgniewał za tę grę.
— Nie! Nie! — wołał, popłakiwał i bił ją, ona zaś tem żarliwiej przebierała palcami po rzekomym flecie. Ale Tomcio nie dawał za wygranę i tak szli z sobą w zawody. Duchy Kurtów zazierały przez wszystkie szpary i szczeliny.
Wkońcu Tomcio rzucił się nawznak, zaczął bić obcasami w podłogę i wrzeszczeć. Tomasyna grała dalej na flecie, ale coraz słabiej, wolniej. Czuła, że Tomcio wygrywa. Zrobiło jej się smutno i chociaż mogłaby była wznowić dawną walkę, zaczęła nagle płakać gorzko. Chłopak nie spuszczał z matki oka przez cały ciąg awanturowania, teraz zdumiał się wielce