Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/61

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wziął się ostro do rzeczy, czynił zakupy i spraszał gości do domu dyrektora. Był to okres najmilszy i najweselszy w życiu Rendalenów. Całe miasto mówiło o tem, a przyjaciółki Tomasyny i przyjaciółki tych przyjaciółek przychodziły, by się przekonać na własne oczy. Gwar panował nieopisany. John opowiadał, gdzie się czego wyuczył w świecie. Raz stało się to w australijskiej kopalni złota, pośród ciągłego narażania życia, drugi raz na łodzi, na Nilu, u pewnego angielskiego magnata, albo znów w Brazylji, w pewnym hotelu murzyńskim, w kopalniach południowej Ameryki, lub na statku parowym, na Haiti. Nie szczędził barw lokalnych i ogólnych, straszliwych przygód i klął w stu językach, miotając gromy na wszystkie narody i kraje świata. Gadał bez upamiętania i pracował, że trzaski leciały.
Tomasyna była pomocnicą kucharza, pomocnicą praczkarza i pomocnicą prasowacza, jeśli tak wyrazić się wolno, John zaś pracował na wyścigi z własnemi słowami. Zatrzymywał się wówczas tylko, gdy ona popełniła błąd, i był tem wielce uradowany.
Zauważył niebawem, że dalszą naukę można było prowadzić równie dobrze u siebie, w dworzyszczu. Wszyscy zgodzili się na to i wkońcu Tomasyna ustąpiła.