Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/349

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszyscy porwali się z miejsca. Tora pobiegła dalej, ku zakrystji, czując, że wyczerpała całkiem siły. Za nią szła panna Hall. Mila uciekła gdzieś, niewiadomo gdzie. Ktoś musiał pobiec za nią, to odczuła zwykłym taktem kobiecym. Rozglądała się wokoło z desperacją, gdy nagle usłyszała przez uchylone drzwi zakrystji głośny płacz i łkanie, drzwi zaraz zamknięto, ale wiedziała już teraz, że to płacze Mila. Ktoś objął ją w tej chwili i pociągnął za sobą. Była to Nora.
Od tej chwili minęło wszystko. Znikł gniew Tory. Zjawił się przy niej Tomasz i, idąc przodem, torował jej drogę.
Organista nie widział początku zajścia, gdy umilkł śpiew, sądził, że pastor zacznie przemawiać. Słysząc zgiełk, w stał. Cóż to takiego? Zobaczył oblubienice płaczącą, cały chór i kościół wzburzony... Ha, to ciekawe, pomyślał. Czyżby ślub spełzł na niczem? Ocho! Mam w kieszeni 2000 blisko koron! Jął grać, jak szalony. Chciano mu przerwać, ale spytał tylko, co zrobiono złego pannie młodej. Potem oświadczył, że muzyka ją ukoi i grał dalej.
Dzwonnik, usłyszawszy organy, pomyślał sobie: — Teraz już po ślubie! Można zaczynać! — I jął ciągnąć z całej mocy za sznury.
Rozgłośne dźwięki dzwonów posłyszano w porcie i na morzu, to też zaraz zagrzmiały armaty. Miano strzelać aż do chwili, kiedy powóz panny młodej stanie przed domem. Nie można było tego zobaczyć i miano dać znak. Nie otrzymawszy go, strzelano dalej bezustannie przez kilka godzin. Wkońcu strzelcy pomyśleli, że chyba dość tego. Ale nie ich w tem głowa... powiedzieli sobie i walili, póki starczyło prochu. I w porcie popijano oczywiście ostro. Wszystko to wzbudziło