Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

do żywego. Powiedzenie Nilsa, że jest „djabelnie śliczną dziewczyną“ doszło również do uszu sióstr.
Ale im natarczywiej ją ścigał, tem go się więcej bała.
Do kogóż miała iść? Pani Rendalen wyjechała wraz ze synem, a do końca wakacyj było jeszcze około trzech tygodni. Innym ludziom zwierzyć się nie śmiała. Raz przyszła jej na myśl pani Hansen, ale była tak surowa pod tym względem, że pewnieby nie uwierzyła. O własnej matce nie pomyślała nawet.
Wszystko zresztą odbywało się tylko w jej własnej duszy. Nie było przymusu poddawać się komukolwiek, bądź wbrew własnej woli.
Oczywiście... niestety jednak nie była w stanic wygnać go ze swych myśli.
W sobotę wieczór legła tak znużona, jakby przez cały dzień ciężko pracowała. Widziała przez okno reje przepływającego statku i ścigała spojrzeniem żagiel, wydęty lekkim wiatrem. Wydał jej się tak bliskim, że mogła go dotknąć ręką.
Nazajutrz miała iść do kościoła. Pomyślawszy o tem, ujrzała przed sobą łagodne, dostojne oblicze Karola Wangena i to ją po części uspokoiło. Gdyby był dziewczyną, zwierzyłaby mu się zaraz.
Siadła nazajutrz w ostatniej ławce. Wangen zobaczył ją, gdy jeno weszła, pozdrowił i powiedział, że z początkiem roku szkolnego zamieszka znowu w szkole. Te słowa właśnie sprawiły, że siadła w ławce ostatniej, nie była bowiem pewna, czy zdoła powstrzymać łzy.
Ale zdobyła się na to. Kościół i wierni mieli w sobie coś tak chłodnego i cichego, jakby to nie był upalny, jasny, letni dzień. Słowa Karola, płynące z kazalnicy,