Strona:Björnstjerne Björnson - Tomasz Rendalen.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

mimo, że straszny ten człowiek był daleko na okręcie. Ten strach stanowił dla niej rodzaj rozrywki, czy zajęcia tak, że stał się częścią składową przechadzki.
W małem miasteczku norweskiem może młoda dziewczyna chodzić sama, gdzie chce. Spotka inne dziewczęta, może się przyłączyć, lub iść dalej zależnie od swej woli. Tora pożądała przeważnie samotności, bodaj na kilka godzin. Oznaczyła sobie pewne, stałe miejsce i, zaszedłszy tam, czytała, lub marzyła, a wreszcie, jak właśnie tego dnia pisywała długie listy, zawierające wszystkie dziwne przeżycia. Wzięła tekę i kałamarz, umieściwszy je na kamieniu, kładła się w trawie, lub siadała z teką na kolanach i brała się do pisania. Szło jej wyśmienicie, słowa nadpływały jakby z wiatrem, który ją chłodził. Jakże uroczo było w gęstwinie, gdzie docierał jeno promień słońca. Śpiewały ptaki, pierzchając jeno przed wiewiórkami, skaczącemi z szelestem po gałęziach. Daleki rozgwar portu, warsztatów nad Elwem lub głuche echo zabawy „w gaikach“ czyniły jej tę samotność leśną jeno milszą. Tu było jej letnisko.
Ledwo otwarła rano oczy zaczynała tęsknić do swej pustelni. Hałas i kłótnie domowe nie czyniły na niej żadnego wrażenia. Tu w lesie miała swój dom i tu żyła. Oczywiście pamiętną wycieczkę do pani Gröndal oraz dziwną podróż statkiem opisała szczegółowo w trzech długich listach do Mili, Nory i Tinki. Czwartego dnia postanowiła je odczytać i cieszyła się wprost na to, wiedząc, że temat opracowała dobrze i wprowadziła weń warjanty.
Ale już podczas czytania listu pierwszego przyszły jej wątpliwości. Rozbieżność przedstawienia była zbyt wielka. Gdyby przyjaciółki porównały kiedyś listy,