Strona:Biblioteczka Uniwersytetów Ludowych 27.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wątpię, ażeby staruszka długo pociągnęła. Nie wstaje już z łóżka. Strach pomyśleć, co się stanie z osieroconem dzieckiem, które też ostatkiem sił goni.. Pogrzeb ojca wyczerpał grosz, zapracować go niepodobieństwo...
— Ale czyż nikt w pomoc nie przyjdzie? — zapytałem.
— Pomoc przychodzi — szepnął lekarz — ale ona upokarza i dobija, a harda dziewczyna uważa ją za pożyczkę tylko, którą wrócić jest obowiązaną.
W kilka dni potem sprawdziła się przepowiednia doktora: staruszka skończyła życie. Pogrzeb był tak cichy i biedny, jak pierwszy...
Wieczorem w jednem oknie się świeciło, czuwała za niem biedna sierota.
Znając zacnego doktora, który nie tylko lekarstwami, ale radą i opieką, służył swej ubogiej klienteli, byłem pewnym, że nie opuści dziewczęcia, którego rodzinę znał; stosunki w mieście liczne dozwalały mu łatwiej, niż komukolwiek, znaleźć środki nie upokarzające zaopiekowania się sierotą. Ale z doktora dobyć coś nie było łatwo, bo się chwalić i mówić o tem, co czynił, nie lubił.
W kilka dni po pogrzebie staruszki, w oknie zjawiła się blada twarzyczka dziewczęcia, pochylona nad robotą. Teraz ją nic po całych dniach nie odrywało od niej. Nie wychodziła prawie z domu, i domyślałem się, że w szynku na dole żywić się czemś musiała.
Zrana, jak tylko dobrze rozwidniało, siadała do krosien, nie wstawała do południa, przerywała