Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/84

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

politańczyk Jacobone, dyrygujący chórem Medjolańczyków. Śpiewają na całe gardło pieśń o „Biednej Rozecie“:
W dniu dwudziestym siódmym sierpnia,
Gdy krył ziemię mrok ponury,
Dopuścili się przestępstwa
Urzędnicy kwestury…“

7 listopada.

Zanim zeszliśmy do Caporetto, podążyliśmy ku kuchniom naszego bataljonu, gdzie nasi przyjaciele poczęstowali nas dobrą kawunią „poza kolejką“, jak się mówi w gwarze wojskowej. Pogoda niebrzydka. Marsz! Idziemy tą samą drogą, co niemal przed dwoma miesiącami. Widać małe jezioro Za Kraju. Jest tu cmentarz 6-go pułku bersaljerów, otoczony niskim murem. Pośrodku wznosi się wielki krzyż z obcęgami, młotkiem, gwoźdźmi i Piłatowym kogutem, raczej wyskrobanym niż wyrzeźbionym. Dokoła groby… Ile ich? Setki i więcej. Jeden z nich nakryty wielkim głazem. Podchodzę ku niemu i czytam:

Ppor. hr. Luigi Alberti.

Na drugim głazie piękny napis, zniekształcony jednak błędem ortograficznym: zamiast nuova wyryto nuoia. Jeszcze jeden głaz oznacza wspólną mogiłę. Napis na nim:

Tu wszyscy jesteśmy zjednoczeni.

Widok tego samotnego cmentarza u stóp stromego zbocza Monte Nero przejmuje nas ciszą i smutkiem. Spotykamy długą kolumnę mułów, ciągnącą z Ternovy. Dochodzimy do Tresengi, rojącej się od żołnierzy. Dzwony wielkiego i pięknego kościoła, oznajmiające właśnie południe, czynią na mnie szczególne wrażenie. W Tresendze wre praca. Z wszystkich stron budują baraki. Do Caporetto jest stąd parę kilometrów. Piękne gościńce, wyborne dojazdy. Uka-