Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.


4 października.

Gwiazdy świecą na niebie aż do północy. Dziś rano śnieżyca. Ćwiczymy się w rzucaniu granatami.

5 października.

Dziś w nocy stałem cztery godziny na posterunku. Padał deszcz.

6 października.

— Rynsztunek włóż!
Przyszedł rozkaz, iż mamy przyłączyć się do innych bataljonów na Jaworcku. Ruszamy w drogę. Kapitan kroczy na przodzie; nosi jednocześnie monokl i tornister. Zatrzymujemy się przy dowództwie pułku. Przemowa pułkownika, po której następuje długi wykaz bersaljerów, przedstawionych do odznaczenia medalem walecznych.
— Bersaljerowie siódmej kompanji, niech żyje pan pułkownik, hurra, hurra!
— Hurra! Hurra!
Czyszczenie broni i rozdawanie obuwia. Zawieram znajomość z sierżantem alpinów z Monzy. Zapalony interwencjonista, gorący zwolennik wojny.
Dogania nas ósma kompanja. Ktoś komunikuje mi, że kapral Buscema został dnia 26. września ciężko zraniony pociskiem armatnim. Pułkownik powtarza swe przemówienie wobec ósmej kompanji. Zmierzcha się. Wymarsz.

7 października.

Marsz odbyty dzisiaj nocą, w głębokiej ciemności, po spadzistej i błotnistej perci poprzez gęsty las, był wielce uciążliwy.