Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/160

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

patroli, idąc za wskazówką jeńca, udał się na miejsce, gdzie znajdował się ów posterunek. Przyniesiono stamtąd trzy plecaki i siedem karabinów.
Popołudnie: pojawił się melancholijny promyk słoneczny. Austrjacki granat uderzył w okop austrjacki. Natychmiast wypuszczono trzy rakiety, żeby zwrocie uwagę na pomyłkę. Ohydny zapach niepogrzebanych i źle zagrzebanych trupów. Blask słoneczny przebił grubą oponę chmur, która nas ocieniała i drażniła przez dni tak wiele. Obie artylerje nie omieszkały z tego skorzystać. Jedna z naszych 28-ek wyrwała w drutach nieprzyjacielskich przejście conajmniej 20-metrowej szerokości. „Oni“ ostrzeliwują nas szrapnelami. W siódmej kompanji jeden lekko ranny. Niebo się rozjaśnia, także i usposobienia nasze stają się pogodniejsze. Ale koncert dział trwa w dalszym ciągu.
Jeden z ciężkich pocisków padł pomiędzy kilka wysuniętych schronów. Wielu ludzi stało się niezdolnymi do walki.

10 grudnia.

Dziś w nocy, od 2-giej do 3-ciej, pracowałem przy budowie rowu dobiegowego między naszemi linjami przedniemi. W ciemności, rozświeconej zaledwie księżycem przysłoniętym przez chmury, teren ostatniego naszego natarcia przedstawia widok fantastyczny. Na ziemi poszarpanej i porytej pociskami nie widać nic innego jak gruzy i wyłomy wszelkiego rodzaju. Wiatr dmie nam w twarz czadem trupiej stęchlizny. Niemcy pracują niezmordowanie co noc od godz. 6-tej wieczorem do 6-ej rano. Setki kilofów wydrążają podkopy pod miny, każdej nocy następują setki wybuchów. Ta robota nic sprawia nam zbytniego kłopotu: wiemy że naszej artylerji nic się oprzeć nie zdoła. Dziś rano niebo posępne. Godzina dziesiąta: ciężkie działa w wolnem tempie biorą się do ostrzeli-