Strona:Benito Mussolini - Pamiętnik z czasów wojny.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przez alpinów, silny ogień. Wszyscy zrywają się na równe nogi. Zasypani śniegiem, wyglądaliśmy jak upiory powstałe z grobu.
Wyjaśniło się jednak, że przyczyną alarmu było symulowane przez Austrjaków natarcie. Strzelanina trwała ledwie przez kwadrans. Dziś o brzasku nadeszła kompanja ósma, by nas zastąpić. W czasie tej zmiany jedna tylko kula austrjacka powaliła dwu naszych żołnierzy: Manucciego i Massariego. Drugi z nich, Ferraryjczyk z rocznika 1884, był to żołnierz dzielny, ochoczy i subordynowany, który ze mną przebywał w okopach na Jaworcku. Padli bez jęku na krawędź rowu, — obaj ugodzeni w głowę. Krew popłynęła obfitą strugą i zabarwiła śnieg purpurą…
Co za fatum!
Manucci niedawno doszedł aż do Ternowy, zdążając na urlop zimowy. Tu czekał sześć dni, ponieważ na odcinku górnego Isonzo wstrzymano urlopy. Po tych sześciu dniach dostał rozkaz powrotu do kompanji. Wczoraj wieczorem przybył do nas — dziś już nie żyje. Massari zaś został jakby cudem uratowany od szrapnela, który 10 października zabił dwóch żołnierzy z jego namiotu: Mandriolego i Melloniego z Ferrary.
— Sanitarjusze!
Nadchodzą De Rita i Barnini. Składają obu zmarłych na wełnianą derkę i ciągną ją ostrożnie po śniegu…
Transport na noszach jest niemożliwy ze względu na stromy spadek zmarzniętej ścieżki. Nasz rów strzelecki jest wykopany w śniegu. Worki ochronne też jedynie zawierają ubity śnieg. Kula karabinowa przechodzi przez nie na wylot jak przez papier. Nie możemy stać na nogach.
Śnieg pada bez przerwy. Lawina śniegowa rozwaliła barak, w którym mieszka kilku oficerów, ordynansi, Reali i ja. Pod jej naciskiem cały budynek spłaszczył się jak za-