Strona:Bajka o człowieku szczęśliwym.djvu/065

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

fów zaś najmilsze mi są, kiedy ich słowa przytłumione i złagodzone odległością, jak przypływ i odpływ morza, lekko w me uszy uderzają, wiążąc się harmonijnie ze śpiewem majtków i szczebiotem głupich, lecz pięknych zalotnic. Wtedy tylko nie obciążają umysłu, lecz bawią i podniecają apetyt przed ucztą wieczorną, przy której dzisiaj — mam nadzieję — będę cię miał za towarzysza, cny Tymonie!
Tymon zawahał się nieco. Przyszło mu na myśl, że dzisiejszy wieczór mógłby spędzić z pewną dziewczyną, poznaną niedawno, która nieświadoma jest wprawdzie arkanów wyszukanej miłości, ale ma oczy zadziwiające, co patrzą gdzieś w głąb, aż w duszę — i usta, co dziwnie szczerze i świeżo i zgoła odmiennie umieją mówić to, w liczman już zresztą zamienione słowo: kocham. Lekki a przejmujący dreszcz przeszedł go na to wspomnienie, ale wstydził się przyznać do tego przed wytwornym Arystoklesem.
Ten jadnak spostrzegł jego wahanie i uśmiechnął się ironicznie, domyślając się snadź czegoś.
— Będzie także kilka kobiet, — rzekł — wybrałem największe mistrzynie wśród wychowanek Astartejonu; nie godzi się niemi pogardzać. Czy przyjdziesz? —