Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Powóz czeka — mówił... Oh! bardzo skromny ekwipaż, niegodny wieźć tak wielkiej pani!... Ale w Fecam nic lepszego nie mogłem znaleźć... Kraj tu dziewiczy o powozach pojęcia nie mają!
Rozyna instynktownie obawiała się czegoś: czuła, że siły ją opuszczają, ale wszelkich sił użyła, ażeby udać obojętność:
— Szarad nie umiem odgadywać! Zechciej się pan wytłómaczyć!
— Szarada?... Ależ nie! Toć to nawet nie rebus... Ecco!... Ci, którzy rezydują w Genewie i nasi przyjaciele londyńscy powiedzieli sobie: pierwszy akt komedji miłosnej już skończony; nasza diva — pani, księżniczko, odegrała rolę swoją wybornie!... Oh! tak, pani, wybornie, doskonale, bosko!... Niemniej, jestto tylko zwyczajny prolog!... Teraz należy już rozpocząć drugi akt; zasłona powinna inną pokazać dekorację: rozwiązanie należy przyśpieszyć... Nadzwyczajne wypadki się przygotowują, nadzwyczajne, księżno!
Dotąd Marino stał przed piękną kobietą schylony nieco, jak gdyby zaskarbiał sobie jej względy. Teraz wyprostował się nagle i po chwili milczenia ciągnął dalej:
— ...Dlatego to zostałem wydelegowany, o chwilo szczęśliwa! — ażeby księżnę panią ztąd zabrać... Ja, Marino, skromny Marino zostałem podniesiony do godności pokornego towarzysza waszej książęcej mości!... Zaszczyt to nielada!... Ale obecnie musimy jechać... czasu tracić nie możemy!
Marino oddalił się po kapelusz, który położył był na krześle i zbliżył się do drzwi. Rozyna zdziwiona patrzyła na niego.
— Napróżno silę się pana zrozumieć — wymówiła nareszcie.
Włoch znów zbliżył się do niej i uśmiechając się słodko tym samym tonem, jakim ciągle przemawiał, rzekł: