Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Ojcze! — błagała Marja-Anna... Przez litość nad nami pamiętaj o sobie! Nie unoś się, drogi ojcze, to szkodzi twemu zdrowiu!...
Ale starzec nic nie odpowiedział, ręką tylko zrobił taki gest, jakim Makbet oddawał medyków i medycynę «psom»... W milczeniu ciągle przechadzał się po swoim pokoju ten dawny prokurator jeneralny, sędzia nieubłagany komisyj mieszanych, człowiek, którego wyroki zaludniały miejsca wygnań i cierpień, «rzeźnik biały»... Ten nienawidzony niegdyś człowiek wysnuwał teraz z głębi własnej duszy wszystkie rozwiane nadzieje, straconą wiarę, a może... może i zgryzoty sumienia, którego echa zbyt późno wstrząsać nim poczęły.
Po niejakim czasie hrabia Besnard nieco się uspokoił i zbliżył się do swego biurka. Wówczas dopiero zauważył drugi list, zapieczętowany czerwoną pieczęcią, o którym na chwilę zapomniał. Wziął go do ręki, raz jeszcze adres odczytał i uważnie mu się zaczął przyglądać. Po chwili dopiero, gorzko się uśmiechając, zawołał:
— Ah, prawda... to miła niespodzianka od pana ministra stanu, od tego najcyniczniejszego demoralizato rządu!... Wszak to mój minister, a w dodatku i osobisty nieprzyjaciel!... «Z rozkazu» i «Bardzo pilne»... Boże drogi, ileż zastrzeżeń! Z jakiegoż to powodu zaszczyca mnie swoją prozą?
Hrabia Besnard otworzył kopertę; zaledwo parę wyrazów przeczytać zdołał, gdy twarz jego odbiła na sobie najwyższe zdumienie:
— Cóż znaczy ta zagadka?... Może pomożesz mi to pojąć, drogie dziecko... Słuchaj.
Starzec zmarszczył brwi i zaczął czytać głośno:

«Panie hrabio!

«Jego ekscelencja, pan minister stanu, zwraca się do pana hrabiego z prośbą, żeby był łaskaw, nie zwle-