Czasami, jak błyskawice, przechodziły mu przez myśl przypuszczenia nieco racjonalniejsze...
— Dlaczego tak starannie ukrywał się ten de Carpegna? Z jakich powodów, w jakim celu nawet nazwisko zmienił? Dlaczego przez cały rok udawał umarłego?... Mniejsza o to! — wołała natychmiast namiętność. Jestto tajemnica, którą nie czas teraz rozwiązywać...
jutro... później! On... Ona... razem... teraz właśnie!
Besnard wstał z ławki i znów szybkim krokiem podążył ku Ogrodowej ulicy.
Przeszedł przez dzielnicę Męczenników, znalazł się wkrótce na przedmieściu Montmartre i na ulicy Le Peletier.
Chociaż północ już od kwadransu minęła, na ulicy Le Peletier było ludzi bardzo wiele. Po lewej stronie front dawnej Opery błyszczał uroczyście w gazowem oświetleniu, gdyż tego dnia, 13 stycznia, w gmachu teatru miał miejsce bal kostiumowy: jedna z tych uroczystości na rzecz zakładów dobroczynnych, na których pod pozorem miłosiernego uczynku dusze pobożne oddają się bachanalji. Wszystkie stare damy kameljowe i inne tego gatunku osobniki były opiekunkami tej zabawy, i resztki swych wdzięków w gazowem świetle roztaczały przed tłumem ciekawych.
Besnard powziął początkowo zamiar wynajęcia domina i w przebraniu chciał się rzucić w tłum rozbawiony.... Oh, z pewnością tam można było zagłuszyć wszystkie wspomnienia!... O tem tylko marzył Besnard o zapomnieniu zupełnem, o zapomnieniu nawet, że ciało i duszę posiadał!... Otaczająca noc go, chęć ujrzenia jaknajprędzej dnia nowego, do reszty go unicestwiały. W tej chwili nie wierzył w nic, wątpił o wszystkiem, nienawidził samego siebie!...
Ale nie!... Nie wszedł na bal, minął wejście i wcisnął się wśród innych pod podwójne galerje Opery, gdzie zapóźnieni spacerowicze i zwolennicy nocnych
Strona:Augustyn Thierry - Spiskowcy.djvu/136
Wygląd
Ta strona została przepisana.