Strona:Artur Schopenhauer - Sztuka prowadzenia sporów.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie dumy osobistej pochodzi głównie z porównania siebie samego z innymi pod każdym względem, ale szczególnie pod względem sił duchowych.
Zachodzi to rzeczywiście w wysokim stopniu podczas dysputy.
Ztąd gniew zwyciężonego, chociażby z nim nie postąpiono niesprawiedliwie: oto dlaczego chwyta się ostatecznego środka, ostatniego wybiegu, którego niepodobna uniknąć przy pomocy prostej grzeczności. Wielki spokój może jednak i tu pomódz: trzeba, skoro tylko przeciwnik przechodzi do osobistości, odpowiedzieć, że to do rzeczy nie należy — i, powróciwszy zaraz do przedmiotu, w dalszym ciągu dowodzić mu, że nie ma racyi, nie zwracając uwagi na jego obelgę, t. j. zrobić coś w rodzaju tego, co Temistokles powiedział Eurybiadesowi: „πάταζον μὲν, ᾶκουσον δέ” (Uderz, ale wysłuchaj). Ale nie każdy zdolny jest do tego.
Dlatego też jedynie pewnem prawidłem jest tu to, które wskazuje już Arystoteles w ostatnim rozdziale Topica: nie prowadzić dysputy z pierwszym lepszym, ale tylko z tym, o kim wiesz, że posiada dosyć rozsądku, aby nie powiedzieć czegoś o tyle głupiego, że potem będzie musiał się wstydzić; z tym, kto może prowadzić dysputę zapomocą zasad — nie zaś sentencyj, — kto może wysłuchiwać dowodów i wnikać w nie; i wreszcie z tym, kto ceni prawdę, chętnie słucha dowodów nawet przeciwnika i dość jest sprawiedliwym, aby być w możności w razie, gdy nie będzie miał racyi, znieść to, że prawda znajduje się po stronie przeciwnej. Ztąd wniosek, że na stu zaledwie jeden