Strona:Artur Oppman - Pieśni o sławie.djvu/65

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

A w namiocie wódz smętny wspomina
Krew i laury Raszyna, Sabacza,
I tęsknoty nań przyszła godzina:
Każe wołać z Jabłonny trębacza.
Zadumaną na ręku wsparł głowę,
Coś za gardło go dławi, coś straszy:
«Graj mi, chłopcze, piosenki ludowe,
Proste piosnki wsi twojej... wsi naszéj...»


III.

Jak to w karczmie w niedzieli dzień Pańskiej,
Gdy ze skrzypką zmagają się basy,
Chłopska śpiewka mknie z trąbki ułańskiej,
Śmiga ptakiem na bory, na lasy.
Mgła jesienna po ziemi się włóczy,
Jakieś widma w niej płyną tułacze,
A książęciu to mazur zahuczy,
To mu dumka sieroca zapłacze.

Trębacz siedzi w namiocie u proga,
Wódz oczyma na gwiazdach zawisnął...
Wodzu! wodzu! gdzie tobie dziś droga?
Wodzu! wodzu! sen gaśnie! sen prysnął!
Widzisz śmierci krwawego anioła?
Widzisz grób ten i napis na grobie?
A pieśń płacze... i płacze i woła:
«To po tobie! po tobie! po tobie!»