Strona:Artur Oppman - Pieśni o sławie.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Głąb piersi naszych tak się nam mogili,
Jak w leśnych grobach stroi ziemia nasza,
Bezkwietną wiosnę wszyscyśmy przeżyli,
Do wydartego tęskniący pałasza.
Oczyma buntu patrząc w twarz przemocy,
Kryliśmy nasze myśli i modlitwy, —
I skrzyp szubienic śnił się nam po nocy,
Jak śni się innym pobudka do bitwy...

Pięciu poległych... Wieczory cichemi,
Wśród domowników i przyjaciół grona,
Płakał w pokoju płacz duchów, płacz ziemi,
Legenda czarna, legenda czerwona.
Wstawały z mogił poświęceń anioły,
Przypominane i znajome twarze,
Otwarte groby... zamknięte kościoły...
I wielka północ na Polski zegarze...

O, miasto moje! o, Warszawo święta!
Skroń zniżam kornie do twoich kamieni,
Bo w każdym głazie czyjaś łza zaklęta,
I krew się czyjaś na każdym czerwieni!
A gdy myśleli, że cię złożą w trumnie,
Że padniesz, ziemią przysypana krwawą,
To ty z uśmiechem tak hardo, tak dumnie
Męczeński krzyż swój dźwigałaś, Warszawo!