Strona:Artur Oppman - Pieśni o sławie.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kto idzie? Brat!... Broń szczękła... mignęły dwa cienie....
Hasło... Odzew... i głuche zapadło milczenie...
Jak widety, czernieją słupy drzew nad drogą...
Baczność! zblizka liść suchy zachrzęściał pod nogą:
Cień trzeci... czwarty... piąty... Zmrok listopadowy
Wysrebrzył się gwiazdami... szept krótkiej rozmowy,
Trzask odwodzonych kurków... Z poza chmur ciemnicy
Odblask na młode lica padł: Akademicy!

Cisza... a w tej dławiącej, jakby zmora, ciszy
Błąka się tajemnica... Czujny duch ją słyszy...
Wzdryga się z niepokoju, chce rozerwać ciemnie,
Twarzą w twarz chce jej spojrzeć: Ktoś ty jest?... Daremnie!
Krok tylko słychać lekki, jakby po tej ziemi
Stąpało Przeznaczenie stopami krwawemi,
Co kiedyś płomienistym wykrzyczy językiem
O tej garstce młodzieńców pod króla pomnikiem.