Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/376

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Przypominam sobie, że ktoś tu z obecnych chciał koniecznie dostać się na morze i rozbijać głowy ludziom! — zaszydziłem.
— Prawda-ć to, bom-ci ja wówczas mniej wiedział niż teraz! — odparł Darby niestropiony. — Ci korsarze mogliby nawet świętego wytrącić z równowagi. Z wyjątkiem Flinta nie było wśród niech nikogo, ktoby potrafił oprzeć się takim jak my...
— Może Silver...
— To człek łepski, ten Długi Jan, ale będzie on miał jeszcze kłopoty, sami zobaczycie — upierał się Darby. — Może nawet teraz znajdują się w opałach.
— Nie dbam, jakie go tam czekają opały — odrzekłem. — Nie pragnę już nigdy w życiu zobaczyć ani jego ani kogokolwiek z jego załogi.
Moira, siedząca koło mnie na ławie gospody, rzuciła mi się z lekkiem dreszczem w objęcia.
— Nigdy, przenigdy! — zawołała. — A jeżeli i ty się na to zgodzisz, Bob, to nigdy już nie udamy się na morze. Lubię czuć ziemię pod nogami i słyszeć szum drzew. I na lądzie pewno bywają źli ludzie, lecz dalibóg nigdy tak nielitościwi, jak ci najokrutniejsi z żeglarzy. Do końca życia, ilekroć tylko popłyszę łomot morskich wałów i plusk odpływu morskiego, będę myślała o ojcu, spoczywającym tak daleko i samotnie pod granią Lunety ...i o panu Murrayu, Boże bądź miłościw grzesznej jego duszy! — i o wielu innych... Wszystkich pochłonęło morze. Najświętsza Panno, jakże żarłoczny to żywioł!
Ale Piotr potrząsnął poważnie głową.
Neen — odezwał się. — Mosze nie było wszystkiemu przyczyną. Oni zginęli przez chciwość, która toczyła ich serca. Nie lubię mosza, ale mosze jest takie samo jak siemia. Ono spełnia wolę Boga.
Siedzieliśmy przez czas pewien w milczeniu, przyglądając się bujnemu życiu wokoło, murzynom w jasnych zawojach na głowie, plantatorom przejeżdżającym na mułach, sławetnemu mieszczaństwu o szarej odzieży.
— A ty, Benjaminie Gunn? — zapytałem kuchcika, który siedział po drugiej stronie stołu. — Czy pójdziesz z nami na północ? Mój ojciec...

364