Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/363

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zmartwią się z tego powodu. Atoli niektórzy z nas dosyć już zakosztowali morza, więc radzibyśmy zakosztować wygód na lądzie.
Mowę tę przyjęły huczne okrzyki uznania. Nie było człowieka, któryby nie był olśniony nadzieją przetrwonienia tysięcy funtów, zanim pójdzie na szubiencę. I jak wszyscy żeglarze utrudzeni wieloma wyprawami, pragnęli na zawsze już rozstać się z okrętem — przynajmniej tak im się wydawało. Bones narówni z innymi był zachwycony planem Silvera.
— Juści, juści — przyklasnął. — Długi Jan ma dobry pomysł. Jutro puścimy się z wodą, a potem hajże na Skrzynię Umrzyka!
I pijackim głosem jął wykrzykiwać pieśni, którą Flint nucił przed śmiercią:

Piętnastu chłopa na umrzyka skrzyni —
Hej-hej-ho! i butelka rumu! —
Piją za zdrowie — resztę czart uczyni —
Hej-hej-ho! i butelka rumu!

Zawtórowali inni i, jakby na skinienie różdżki czarnoksięskiej, pojawiły się czarki z rumem. Bones wypił ich kilka przez ten czas, gdyśmy się im przyglądali.
— Przepijcież do mnie, dranie — zawołał na swych popleczników. — Bill Bones jest łaskawym szyprem! Rumu dla wszystkich i do... kata z dyscypliną!
Na to zerwała się radosna wrzawa i to, co według mego przewidywania miało doprowadzić do otwartej walki, zdawało się przechodzić jedynie w szał pijacki, jakiego widownią niemal w każdą noc bywał pokad Konia morskiego. Ale nie leżało to snadź w planach Silvera, by zachować całkowitą powściągliwość na tym punkcie, bo oto wystąpił, kulejąc, w krąg światła latami, mając za sobą Pew, Czarnego Psa, Darbego i kilkunastu innych.
— Dajcie spokój, kamraci! — zawołał. — Mamy tu do załatwienia ważną sprawę. Będzie i później czas na hulankę.
— Niema lepszej pory na pijaństwo, jak wówczas, gdy pod bokiem mamy trunek — odparł Bones.
— Prawda i to — przyznał wesoło rację Silver. — I widać to jasno, że z takiego szypra, jak ty, Billu, radzi

351