Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/344

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nam... nam... nam dobrze się wiedzie — wyjąkał nakoniec.
Jedynie Silver, jak się zdawało, pozostał niewzruszony.
— Było was siedmiu, gdzieście odeszli na ląd — odezwał się wykrętnie, — a jeden tylko powrócił na okręt?...
Flint zaśmiał się powtórnie owym piekielnym śmiechem.
— Tak, sześciu zostało na lądzie, Silverze; sześciu tęgich chłopów. Sześciu, powiadasz... a siódemka jest szczęśliwa. Dalibóg szczęśliwa! I jeszcze jak szczęśliwa! Allardyce powiadał, że z sześcioma czuje się bezpiecznie! Ho, ho, ho!
— Gdzie... gdzie... oni się znajdują? — zapytał Bones.
— Na lądzie, powiedziałem wam, Billu. Wszyscy bezpieczni... na lądzie...
— Nieżywi? — dopytywał się Bones.
— A jakże... wyciągnęli kopyta... jak Henryk Morgan... lub Avery...
Przez ciżbę jął się przepychać Darby, niosąc odkorkowaną butelkę rumu. Flint wyciągnął obie ręce i począł roztrącać ludzi na prawo i na lewo, by utorować chłopcu drogę.
— Rumu! — zawołał. — Tego mi potrzeba. Rumu!... i to dużo!
Pochylił głowę wtył, przyłożył do warg butelkę — i zaczął pić, pić bez końca. Słychać było bulgot trunku przelewającego mu się przez grdykę.
— Aaaa — aa! — odetchnął. — To pyszna rzecz! Przynieś mi jeszcze jedną, Darby.
Cisnął butelkę w morze i zaczął śpiewać zwrotkę z tej dzikiej pieśni żeglarskiej, która była tak ulubiona pośród załogi:

— Tom Avery dostał nożem po policzku —
Hej-hej-ho! i butelka rumu!
A Monsieur Tessin zadyndał na stryczku —
Hej-hej-ho! i butelka rumu!

332