stopniami z pienistych bełtów dunugi. Koń morski stał od niej na południe, mając po prawej stronie Białą Opokę a przed sobą wejście do zatoki Kapitana Kidda. Wbok od wylotu tejże widać było płynącą ku nam łódkę, którą zostawiliśmy byli przy brzegu dla Flinta i jego towarzyszy. Siedział w niej, wiosłując, jeden tylko człowiek o głowie obwiązanej jasno błękitną chustą.
— Ale skądże pewność, że to Flint? — zawołałem. — Jest odwrócony do nas plecami, a z tej odległości...
— Za pozwoleniem, panie Ormerod, — ozwał się Silver, stojący tuż przy mnie, — dostrzegliśmy go przez szkła. Bill — tu wymachnął swobodną ręką w stronę rufy, gdzie Bones przechadzał się tam i z powrotem koło sternika, — ...Bill jest pewny, że to on.
Kulawiec uśmiechnął się i zniżył głos:
— Waszmość się temu dziwisz? co?
— Jeden na sześciu! — tyle tylko zdołałem z siebie wydobyć.
— Ja — potwierdził Piotr, chichocąc.
Silver uśmiechnął się znowu.
— Tak, jeden na sześciu. Flint to chłop silny, a wściekły rezykant. Jakże się waćpanom zdaje, cóż on teraz zrobi z mapą?
— Jaką mapą?
— Kiedy się zakopuje skarb, to trzeba narysować mapę — wyjaśnił Silver tonem wyroczni. — Jeżeli więc jeden tylko człowiek wie, gdzie skarb zakopano, a przytem ma on mapę, to skarb jest bezpieczny aż do dnia sądnego... chyba, że ktoś inny zwędzi mu tę mapę.
— No, przecież on nie da mi tej mapy, — odparłem krótko.
— Nie-e-e, na to się nie zanosi. Lecz jeżeli on ją schowa tam, gdzie będziecie mogli dostać ją w swe ręce, lub zobaczyć, że on ją daje komu innemu, wspomnijcie, że Długi Jan jest waszym przyjacielem, mospanowie. Przyjacielem, pamiętajcie to słowo. A stare przysłowie powiada, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie.
Jego czarne oczy zalśniły przenikliwie, spoczywając kolejno na twarzy Piotra i mojej. Wnet-że potem pokusztykał w stronę rufy, krzycząc:
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/342
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
330