Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/339

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Skrzynię Umrzyka, znajdujący się na okręcie Skarb jest nieszczęściem dla okrętu, jeżeli nie ma zapewnionego użytku. Dlatego to kazałem wam zostawić na lądzie tę część skarbu, którą Murray przeniósł do stanicy.
Allardyce uniósł się gniewem.
— A jakże, chcesz umieścić skarb tam, gdziebyś mógł położyć na nim swą łapę, a potem dać drapaka przed nami!
— Jakżebym mógł tego dokazać, Allardyce? — zapytał Flint łagodnie.
— Gdybym wiedział, co knowasz, byłbym ci w tem przeszkodził.
— A, przeszkodziłbyś mi?
— Przeszkodziłbym!
— Bardzo to ładnie z twej strony — rzekł Flint. — Chcę cię przekonać, czy chcesz czy nie chcesz, że mam względem was dobre zamiary. Zaraz je wam wyłuszczę: Nasamnrzód, kamraci — mówił, zwracając się do całej załogi — czy życzycie sobie zdobyć bez walki osiemset tysięcy funtów?
Ogromna większość przyklasnęła tym słowom.
— Powtóre, kamraci, czy zgadzacie się, by skarb, który posiadamy, został zakopany tu na Rendezvous, aż do czasu gdy przywieziemy ową część, która spoczywa na Skrzyni Umrzyka?
— A któż go zakopie? — wtrącił posępnie Allardyce. — Łatwo-ć to kilku ludziom tak zakopać skarb, że nikt oprócz nich samych go nie odnajdzie... a jeżeli oni nagle gdzieś znikną, cóż poczną ich kamraci?
— Jest w tem nieco słuszności — przyznał Flint. — Niechże więc na tem stanie, Allardyce, że zakopiesz go ty razem ze mną.
Żółtowłosy mężczyzna potrząsnął głową.
— Z nas dwóch powróciłby tylko jeden... a nie byłbym to ja...
— Masz chyba o mnie nazbyt wielkie mniemanie? — zadrwił Flint. — Ale dajmy na to, że weźmiesz z sobą paru przyjaciół? Czuł-żebyś się wtedy bezpiecznie?

327