Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/328

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nie będę temu przeczył — potwierdził, rumieniąc się ze wstydu.
— I ty jesteś rodem z Wicklow, Darby!?
— Nie moja to wina, że nie mogłem znaleść księdza.
— Juści, kto znajdzie księdza na okręcie korsarskim? A coby ksiądz powiedział, gdybyś poszedł do niego i wyznał mu to, coś tu nabroił? O Darby, wyrośniesz na złego człowieka!
Darby był skruszony.
— Na mą duszę, nigdy o tem nie pomyślałem! Doprawdy, nikt nie będzie bardziej żałował ode mnie... jeżeli trafi mi się sposobność. Ale widzi panienka... dopóki ktoś obcuje z piratami, musi być im podobny, ale kiedy się od nich wyrwie, to będzie miał czas wszystko naprawić...
I usiłował pokryć swe zmieszanie, dybiąc na Ben Gunna, który stał drżąc przez cały czas tej rozmowy.
— Cóż to za sposób postępowania, lokajczyku? — zapytał, przewybornie naśladując sposób przemawiania Flinta. — Czy jesteś tak głupi, czy zalękniony, iż nie widzisz, że czekamy na kęs strawy?
— Stój, stój! — wdałem się wtę sprawę, widząc że biedny Gunn już zaczyna się gramolić z kajuty. — Skądeś ty się tu wziął? Zdaje mi się, że kapitan Flint odkomenderował cię do twych dawnych obowiązków?
— Nie wiem, co to znaczy odkomenderować, panie Ormerod — odrzekł głupowato, — lecz ma pan rację, że spełniam dawne swe obowiązki. Zeszłej nocy wyobraziłem sobie, że już przyszła kreska na kapitana Murraya... co, jak słyszę, okazało się prawdą... więc powiadam do siebie: „Ben, idź do kapitana Flinta i zgłoś się, że jesteś człowiekiem, który z całej duszy pragnie mu służyć... jako tęgi marynarz... niech mu da do tego sposobność!“
I szurnął nogami, patrząc na mnie z ukosa.
— A cóż na to rzekł kapitan Flint? — zapytałem.
Ben Gunn kłopotliwie poskrobał się w łepetę.
— Ostatecznie powiedział, że jestem za dobrym lokajem, by miano mnie marnować. Potem zawołał Darbego i powiedział, że dobry chłopak kajutowy zasługuje na własne-

316