Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/310

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

teraz światłość miesięczna oblała jego tułów, tak iż rozpoznaliśmy w nim ślepego Pew. Gdzieś był postradał swój zielony daszek, więc jego zżarte prochem oblicze poglądało na nas w żółtej oświetli, niby twarz trupa. Oczy miał rozwarte, a zdawały się szklić mgławo, gdy były w nas wytrzeszczone. W ręce połyskiwał mu nóż.
— Czy chcesz, być sprowadzony na dół i powieszony, czy też mamy cię strącić stamtąd, Silverze? — zawołał Murray.
Zarówno jak my wszyscy, tak i on nie zważał na ślepca. Całą uwagę skupiliśmy na Silverze, którego szerokie oblicze w księżycowej oświetli wydawało się bardzo spokojne.
— Tamci oto nie próbują wcale układów, panie kapitanie Murray — odparł Silver pogodnie. — Czy waszmość nie mógłbyś być nieco bardziej wspaniałomyślny?
— Każę ci teraz wypić piwo, któregoś dla mnie nawarzył — odparł dziadek oschle.
— Ależ panie łaskawy, panie! — żachnął się Silver. — Jakże waszmość możesz mówić coś podobnego? Cały nasz zamiar polegał na tem, by nakłonić waćpana do oddania nam należnej części skarbu... ponieważ waćpan schowałeś kędyś ośmkroć sto tysięcy funtów, na jakieś tam swoje faramużki. Ale nie chcieliśmy waćpana tem urażać.
— Twoje wywody mogą być bryłą lodu w piekle, Silverze! — odrzekł dziadek z uśmiechem. — Rzućno to szczudło! Porzuć nóż, Pew... czy jak cię tam zowią!
I trzymając w ręce szpadę, wysunął się na czoło naszej gromadki, która rozciągnęła się od wyłomu w palisadzie. Coupeau szedł przy jego boku, a Piotr i ja tuż za nim z tyłu.
— Hejże! — zawołał na nich po raz drugi. — Nie mam ochoty bawić się w układy, a jeżeli będziecie się ociągać, to śmierć wasza stanie się bardziej bolesną.
Silverowi twarz pożółkła w blasku miesiąca.
— Tak, — zgrzytnął kulawiec — każesz nas smagać do krwi, jak tych chłopaków, co nas tu dziś wpuścili.
A gdy Murray podchodził bliżej, ów wymachnął szczudłem.

298