Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To co starałem się opowiedzieć pani, było najzupełniejszą prawdą — mówiłem półgłosem, wyrzucając słowa jednym tchem. — Tak było istotnie! Piotr Corlaer ma zupełną słuszność. My obaj nie jesteśmy korsarzami, a wszystko, cośmy uczynili, miało na celu złagodzenie waszej doli.
Ona podniosła oczy i pod czarnemi, długiemi rzęsami zalśnił jakiś dziwny, cichy blask.
— Dałby Bóg, bym w waćpanu spotkała uczciwego człowieka — wyrzekła. — Ja... ja muszę jeszcze powstrzymać z sądem. Cały świat przewrócił się i wiruje mi w oczach. Nawet padre...
Stłumiła łkanie.
— Pan nie weźmie mi tego za złe, — zakończyła ze spokojem i godnością, — że nie powiem już ani słowa, bo i tak może już powiedziałam za wiele.






213