Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/204

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

w parapety. Rozległy się gromkie trzaskania krucic, groźby, pomstowania i krzyki rozpaczy.
Dziadek, nie zważając na strzelaninę, stanął na lawecie działa, tak iż wzniósł się ponad parapety, natomiast ja z Piotrem wspiąłem się na karnaty masztu przedniego, skąd mieliśmy doskonały widok na oba okręty. Cały bakort Króla Jakóba roił się od ludzi. Byli obnażeni do pasa, ich zwieszone w dół oblicza były zwalane od prochu, włochate piersi pokrywało wzorzyste tatuowanie, plecy rzadko tylko nie miały na sobie blizn, otrzymanych w krwawych burdach; bijąc się o pierwsze miejsca, wdzierali się bosemi nogami, gdzie tylko był jakiś sprzęt ruchomy lub choć piędź wolnej przestrzeni; kordelasy trzymali w zębach, chcąc ręce mieć swobodne do strzelania z pistoletów lub do znalezienia oparcia, gdyż tylko czekali dogodnej sposobności, by przeskoczyć zwężającą się szczelinę między oboma okrętami.
Powiodłem oczyma po pokładzie hiszpańskiego okrętu. Wszędzie biegały tam w nieładzie małe gromadki ludzi. Jakiś głupowaty drab zmierzył się do mnie z pistoletu, a wraz też jakaś lina nad mą głową oderwała się i zawisła luźno. Oficerowie popędzali marynarzy, by szli stawie nam czoło. Jakiś mężczyzna w ugalowanym surducie i w peruce, stojąc na rufie, donośnym głosem wydawał rozkazy; krew żywiej uderzyła w moich tętnach, gdyż tuż za jego ramieniem ujrzałem świecące, jak latarnia, oblicze O‘Donnella... ach... a poza nimi pośrodku gromadki czarno odzianych księży i zakonnice migotała biała sukienka kobieca...
— Skacz! — pisnął mi w ucho Piotr.
Skoczyliśmy jednocześnie, lecz dziadek już nas był wyprzedził. Trzymając szpadę w ręce, wybiegł na dziesięć stóp przed innych, wdarł się na parapet okrętu hiszpańskiego, ważył się przez chwilę w powietrzu, aż nakoniec rzucił się w sam środek pierścienia nieprzyjaciół. Zanim uzyskał równowagę, zdążył już odparować cios zagrażającego mu kordelasa i pchnął napastnika szpadą w grdykę. W chwili, gdym dostał się na pokład okrętu, wiozącego skarby, on jednemu wytrącił wymierzony w siebie pistolet, uchylił głowę przed ciosem grożącym mu z drugiej strony,

192