wywołania hałasu, nie ważyliśmy się użyć czegokolwiek, coby mogło zastąpić młotek. To też Piotr musiał przemocą wbijać koniec bretnala pomiędzy deskę a futrynę i powoli, ochwiawszy, rozdzielić je od siebie. Tak też uczynił, posługując się gołą dłonią jak młotkiem i jedynie stłumione chrapania były oznaką zużywanej przezeń energji.
Ale zabrało nam to parę godzin, gdyż ja nie mogłem już tyle być pomocny, co przedtem. Nie miałem w garści tyle siły, by zmagać się z krzepką dębiną i hartowanem żelazem.
Gdy ostatni gwóźdź ustąpił pod naciskiem barów Piotra, wśród ciszy nocnej doszedł do naszych uszu przenikliwy głos dzwonka, rozbrzmiewający na pokładzie Króla Jakóba. Cztery razy zadzwonił... godzina druga! Z naszego pokładu nie odbrzmiały podobne uderzenia; porządek okrętowy na pokładzie Konia morskiego zależał od widzimisię załogi.
— Wychodź, Bob, — szepnął Piotr.
Przecisnąłem się przez otwór, a on postawił za mną latarnię. Świeciła niezbyt jasno, ale i to światło wystarczyło mi do stwierdzenia, że znajduję się w składnicy, zawalonej beczkami rumu, solonego mięsa i sucharów. W ścianie przeciwległej były drzwi, wiodące do drugiego przedziału, gdzie widać było wrótnię i drabinę wychodzącą na pokład działowy. Podkradłem się do samego podnóżka drabiny i usłyszałem chrapanie kilkudziesięciu ludzi, którzy spali w hamakach, zawieszonych pośród wielkich dział baterji. Była to jedyna droga, którędy mogliśmy się wymknąć.
Powróciłem do Piotra bynajmniej nie w wesołem usposobieniu; atoli on już tam majstrował bretnalem, dźgając w deskę stępionym jego końcem, a sapiąc przytem, jak kocieł gotującej się wody. Mogłem mu już teraz więcej pomagać, bo od zewnątrz łatwo było podważać dęskę, skoro raz już odskoczyła. Jednakowoż na Królu Jakóbie wybiło już siedem uderzeń, zanim uporaliśmy się z robotą. Piotr chrząknął z zadowolenia.
— W samą porę! — odezwał się. Uff! Tyle się napociłem, szeby się przedostać przez tę ciurę.
Płomień latarni w mrokach komory okrętowej był niewiele co większy od małej iskierki, lecz ja zapaliłem od nie-
Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/179
Wygląd
Ta strona została skorygowana.
167