Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie twoje ostrzeżenie. A niech mnie kule biją, gdybym miał do czynienia z takimi dwoma zapaśnikami!
Zobaczyłem, że Darby swem orędownictwem wyrządził mi iście niedźwiedzią przysługę, więc odezwałem się w imieniu własnem:
— Waćpan nie powinieneś za prawdę uznawać wszystkiego co mówi ten chłopak. On mówi to w dobrej myśli, ale...
— A niechże mnie okrzyczą za ostatniego ciemięgę, jeżeli nie widziałem, jak panicz Tomaszowi Tumbullowi wytrącił z ręki siekierkę, odbijając jednocześnie nóż Dicka Varje... a mógł cię on łatwo przebić, bo wojownik to nielada, jak mówił sam Piotr! — obruszył się głośno Darby.
— Dość mi tego — warknął Flint. — Nie kłamać, za pozwoleniem, moi złoci panowie! Przyjdzie czas, że wasze przechwałki...
— Wcale się nie przechwalałem.
— Schowaj asan język za zębami! Uciszcie się obaj, bo inaczej zadam wam tęgiego bobu!
I skinął na kilkunastu drabów, którzy stali nieopodal, przyglądając się nam zarazem nieprzyjaźnie i z zaciekawieniem.
— Zamknąć tych nożowców na noc do lazaretu! — rzucił rozkaz. — Jest to para szaleńców, więc trzeba ich dobrze przypilnować do czasu, gdy pójdą pod topór.
— Och, biadaż mi, biada! — zaszlochał Darby. — Cóżem to ja najlepszego narobił swym jęzorem! Ależ, kapitanie drogi, waćpan nie potrzebujesz wierzyć temu, co opowiadałem o panu Bobie. Jego jedynym pragnieniem jest zostać dzielnym, bitnym korsarzem. Dalibóg, o niczem innem nie mówiliśmy w dawnych czasach!
— Nie plećże głupstw, Darby — odezwałem się, poczem zwróciłem się do Flinta i gromady, która nas otaczała: — Kapitan Murray kazał...

— Wiem, wiem! — przerwał Flint niecierpliwie. — Obchodzić się z wami tu będą tak, jak na to zasłużycie. Jestem dobrym szyprem[1], może to wam poświadczyć każdy z załogi Konia morskiego, mój chłopcze. Ale

  1. Szyper — kapitan okrętu.
162