Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/121

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się dobrowolnie przypuścić waćpana do uczestnictwa w podziale siedmiuset tysięcy funtów, wzamian za co nie będziesz miał nic do roboty, jak tylko przystać na kilka zobowiązań, jakie ci narzucę.
— Słucham.
Dziadek zaczął kolejno wyliczać na palcach:
— Po pierwsze, byłoby rzeczą wielce pożądaną, ażebyście mogli siedzieć cicho w ciągu najbliższych miesięcy. Działania takie, jakie zazwyczaj odbywamy, przyczyniłyby się do zaniepokojenia Naczelnej Rady Indyjskiej i wywołałyby zmianę planu co do żeglugi okrętów ze skarbami.
— Cóż więc mamy czynić?
— Radzę schronić się na Wyspę Lunety i tam wyciągnąć nasze okręty na ląd; oba są w kiepskim stanie, więc byłoby to doskonała sposobność, by je oczyścić i wyporządzić.
Flint kiwnął głową.
— Będziemy musieli ruszyć naprzeciw Hiszpanów — zauważył.
— Do mnie to należy — odparł dziadek z pewną emfazą. — To mnie naprowadza na drugi punkt. Jest rzeczą wskazaną żebyśmy po ten skarb nie wyprawiali się razem we dwójkę Pragnę zająć Santissima Trinidad, zanim ten okręt przedostanie się z morza Karaibów na Atlantyk, w tym zaś celu muszę zaczaić się na pewnym południku, oczekując na sekretne poselstwo, donoszące mi, kiedy nasza zwierzyna ruszy z legowiska.
Flintowi twarz jeszcze bardziej posiniała.
— Więc waszmość chcesz Konia morskiego zostawić za sobą? — zagadnął.
— Muszę to uczynić, — uparł się mój krewniak. — Wyobraź sobie waćpan, jakie miałoby to następstwa gdyby dwa wielkie okręty jeździły sobie przez cieśniny morskie, koło Jamajki, Hawany i Martinico! W te pędy puściłyby się za nami fregaty. Ja myślę udawać okręt królewskiej floty, który unika wszelkich niepożądanych natrętów.
— Tak — odrzekł Flint. — A skoro waszmość zdobędziesz skarb i załadujesz cały jego zasób do swojej komory, to czy dasz nam co na pokład Konia morskiego

109