Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Tu przerwał, a Flint sarknął:
— Toć tyle wiemy i my wszyscy.
— Aż dotąd zgoda, — odparł Murray uprzejmie. — Ale co dalej następuje, tego aść nie wiesz. Gdyśmy wracali z Madagaskaru...
— Było to wbrew mej radzie — mruknął Flint. — Waszmość zawiele bawisz się w politykę!
— W politykę! A jakże! — przystał dziadek. — No tak, może się nią bawię. Prawda, że dotychczas z, tej zabawy ciągnąłem niewielkie zyski, wyłączywszy jeden ważny nabytek, mianowicie okręt, na którym się znajdujemy, oraz wiadomość, która daje mi w tym roku możność zawładnięcia okrętem ze skarbami.
Flint wyprostował się w krześle. We mnie dech zamarł Również i Piotr okazywał iskierkę podniecenia w małych oczkach, które błyskały z poza mięsistych policzków, tających istotny wyraz jego uroczystej twarzy.
— Bodajby mnie..., Murrayu! — zaklął Flint. — Czy mówisz to przytomnie i poważnie?
— Tak jest. Czy pamiętasz, że na wiosnę i pod koniec łońskiego roku krążyliśmy koło wybrzeży hiszpańskich, a w dwa miesiące później wysłałem zaufanego do Hawany? W czasie naszych wypraw hiszpańskich nawiązałem stosunki ze znajomymi Jakobitami i wyłuszczyłem im w głównych zarysach plan, o którego przyjęciu donieśli w tajnych listach, jakie ów człek zaufany przywiózł na Wyspę Lunety. W listach tych donoszono mi, że tego a tego dnia mam się spotkać w Nowym Jorku z głównym mym sojusznikiem. Otóż i spotkałem się z nim. Niezbędne zarządzenia już poczyniono, tak iż pozostaje nam jedynie urzeczywistnić nasze zamysły.
Flirt obłapił kielich rumu i wychylił go duszkiem, przyczem ręka mu drżała.
— Ile... ile tego? — zapytał głosem rozstrzęsionym.
— Miljon pięćset tysięcy funtów.
Nastała chwila ciszy. Przez okna wślednie[1] napływała jasna, złocista światłość słoneczna, wzorkując mieniącemi się centkami i smugami gładką powierzchnię stołu.

  1. Od strony rufy.
106