Strona:Arthur Howden Smith - Złoto z Porto Bello.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

katuszy kryły się pod przesadnie wytworną jego odzieżą.
— Coupeau — napomknął dziadek, zwracając się znów do mnie — jest naszym puszkarzem. Wybawiłem go z galer francuskich, więc żywi do mnie wielkie przywiązanie; przywiązanie to kojarzy się u niego z dbałością o własną sprawę, którą zawsze trzeba stawiać nadewszystko. A teraz chodźmy przygotować się na przyjęcie kapitana Flinta. Panie Marcinie, zapewne pozostaniemy tu przez kilka godzin. Osadź ludźmi wszystkie marsy i przykaż, by pilnie czuwano. Przypuszczam, że nie potrzebujemy obawiać się natrętów, ale możemy się natknąć na krążące okręty królewskie, a nie chcę ryzykować.
— A jakże, a jakże mości panie — potakiwał Marcin. — Od dwudziestu czterech godzin nie widzieliśmy ani żagla.
— A przedtem?
— Statek pocztowy z Filadelfji. Kapitan Flint dał hasło, by go ścigać; lecz ja jechałem tak, jak pan zlecił, wiec i on zawrócił z drogi.
— Dobrześ uczynił, Marcinie. Nie zapomnę ci tego. Przyprowadź do nas kapitana Flinta, gdy przyjdzie na nasz okręt.






96