Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Poproś tu pana Sholto.
— Panie Sholto, muszę pana ostrzedz — rzekł detektyw uroczyście — że cokolwiek zeznasz od tej chwili, może być rozumiane na twoją niekorzyść i w imieniu królowej aresztuję pana pod zarzutem morderstwa, dokonanego na osobie pańskiego brata.
— Wszak mówiłem, że tak będzie, mówiłem — zawołał Tadeusz, łamiąc ręce i rozglądając się dokoła trwożliwie.
— Bądź pan spokojny — rzekł mu Holmes — ja dowiodę pańskiej niewinności.
— Nie obiecuj pan więcej, niźli możesz dotrzymać, panie amatorze — wtrącił detektyw ostro.
— Panie Jones — rzekł mu na to Holmes — nietylko zobowiązuję się wykazać niewinność p. Tadeusza Sholto, ale jeszcze gotów jestem ofiarować panu w prezencie rysopis i nazwisko jednego z opryszków, którzy wtargnęli wczoraj wieczorem do tego pokoju. Nazywa się Jonatan Small. Jest to człowiek bez wykształcenia, wzrostu średniego, silnej budowy, ma prawą nogę uciętą, chodzi na drewnianej, która się już starła od strony wewnętrznej. Na lewej nodze ma obuwie z obcasem kwadratowym, grubemi ćwiekami podkutym. Jest wieku średniego, bardzo opalony, wreszcie wyszedł z galer. Te pobieżne wskazówki mogą się panu przydać, zwłaszcza gdy pana objaśnię, że sobie zdarł skórę na dłoniach. Co zaś do jego towarzysza...
— A więc miał towarzysza! — przerwał Athelney Jones drwiąco, choć wnioski Sherlocka zrobiły na nim widoczne wrażenie.
— Jego towarzysz — ciągnął dalej Holmes — to dziwna osobistość. Mam nadzieję, że zdołam panu przedstawić niebawem obu tych zuchów. Wyjdź na schody, Watsonie, chcę panu coś powiedzieć.
— Trzeba odprowadzić miss Morston — rzekł, gdyśmy się znaleźli sam na sam. — Odwieziesz ją pan do mrs. Forrester, mieszka niedaleko ztąd w Camberwell. Poczekam na pana, je-