Strona:Arthur Conan-Doyle - Znamię czterech.djvu/45

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podnosił ręce do góry, trząsł się, zgrzytał zębami.
— Bądź pan spokojny, panie Sholto — rzekł Holmes dobrotliwie, kładąc mu rękę na ramieniu. — Posłuchaj mojej rady: wsiądź do dorożki, jedź do najbliższego biura policyjnego i ten wypadek opowiedz, ofiarując swoją pomoc w odszukaniu mordercy. Poczekamy tu na pański powrót.
Mały człowieczek usłuchał i wyszedł. Słyszeliśmy kroki jego na schodach.