Przejdź do zawartości

Strona:Antychryst.djvu/467

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Czuł, że między nimi dzieje się w tej chwili coś zupełnie przeciwnego, niż kiedyś: nie on nad nią, ale ona nad nim zapanowała siłą przemocy, pocałunki jej — to rany śmiertelne, pieszczoty jej — to morderstwo.
Nagle wyprężyła się, odsunęła go od siebie i znowu szepnęła ledwo dosłyszalnem westchnieniem:
— Przysiąż!
Wahał się chwilę, jak się waha samobójca, w chwili ostatniej, kiedy już nożem uzbroił rękę. Ale wkrótce rzekł:
— Przysięgam na Boga!
Zgasiła świecę i objęła go jednym nieskończonym uściskiem, głębokim i strasznym, jak śmierć.
Wydało mu się, że leci z nią strzygą, czarownicą, białą dyablicą, w bezdenną, mroczną przepaść, na skrzydłach huraganu.
Wiedział, że to jego zguba i koniec wszystkiego i mimo tego — czuł się szczęśliwym.


VII.

Następnego dnia, 3 października, pisał Tołstoj do cara do Petersburga!
»Najmiłościwszy panie!
Niniejszem wiernopoddańczem pismem naszem donosimy, że syn Waszej Cesarskiej Mości, Jego Cesarska Wysokość Aleksy Piotrowicz, raczył dnia dzisiejszego objawić nam swoje zamiary: niecha-