Strona:Antychryst.djvu/393

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

jako niewolnik, wszelako znosił dość dobrze swoje położenie i nie czuł się uwięziony; im wyższe były mury i głębsze fosy twierdzy, tem lepiej czuł się zabezpieczony od zamachów ojca.
Okna jego pokojów wychodziły na kryty ganek, wznoszący się ponad samem morzem. Na tym ganku całe dnie prawie przepędzał, podobnie jak ongi w Rożdestwienie, karmił zlatujące się zewsząd ku niemu gołębie, czytał księgi historyczne i filozoficzne, śpiewał psalmy i litanie, patrzał na Neapol, na Wezuwiusz, na błękitniejące w dali płonące szafirami wyspy Ischie, Procide, Capri, ale przedewszystkiem patrzał na morze i nie mógł mu się napatrzeć, jakby pierwszy raz w życiu je oglądał. Owo północne, zimne, handlowe i wojenne morze admiralicyi petersburskiej, które tak lubi car Piotr, jakże inne było od tego południowego, błękitnego, wolnego morza.
Eufrozyną zawsze była przy boku carewicza. Skoro zapomniał o ojcu, czuł się prawie szczęśliwy.
Po wielu staraniach udało mu się otrzymać pozwolenie wstępu do Sant Elmo dla Aleksego Jurowa. Wkrótce Ezopek zdołał stać się niezbędnym: pocieszał Eufrozynę, skoro ta się nudziła, grał z nią w karty, w kręgle, zabawiał ją żartami, powiastkami i bajkami, jak prawdziwy Ezop.
Najchętniej opowiadał o swych podróżach po Włoszech. Carewicz słuchał go z ciekawością,