Strona:Antychryst.djvu/335

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Deszczyku padać przestań
Pójdziemy na Jordan.
Do Boga się pomodlimy,
Chrystusowi pokłonimy.

Wtem nad samą jego głową, jakby chmura się rozpadła — zajaśniała oślepiająca błyskawica; grom uderzył, wicher się zakręcił. Alosza zamarł cały ze strachu i radości, jak wtedy, na ramionach ojca w tryumfie azowskiego zwycięstwa. Przypomniał mu się wesoły, kędzierzawy, bystrooki chłopiec — i poczuł, że go kocha tak samo jak tę straszliwą błyskawicę. W głowie mu się zakręciło, dyszy ciężko, pada na kolana, wyciąga ręce do czarnych niebios pełen trwogi i pragnienia, aby znów zajaśniała błyskawica jeszcze groźniejsza, jeszcze bardziej oślepiająca.
Ale drżące ręce stare już go chwytają, niosą, rozbierają, układają pościółkę, nacierają spirytusem z kamforą, poją kwiatem lipowym do siódmego potu i okrywają i otulają. I znów drzemie — i śni mu się zwierz Aspid, mieszkający w górach kamiennych, z twarzą dziewiczą, z trąbą wężową, z nogami bazyliszka, któremi żelazo przecina. Łowią go dźwiękiem trąb, nie znosi ich odgłosu, sam uszy sobie przekłuwa i kamienie oblewa krwią swą siną. Śni mu się też Siwin, ptak rajski, co śpiewa pieśni królewskie. Na Wschodzie w ogrodach Edeńskich on mieszka, głosi radość sprawiedliwym, którą Pan im przyobiecał. Żaden człowiek