Strona:Antychryst.djvu/319

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nikt lepiej od Katienki nie umiał powstrzymać wybuchów szalonego gniewu carskiego, wzbudzającego taką trwogę w otoczeniu.
Obejmując jedną ręką jego głowę, drugą gładziła mu włosy, powtarzając przy tem wciąż te same słowa: »Pietienka, Pietienka, miłe, drogie me kochanie, serdeczne«. Była jak matka usypiająca chore dziecię, jak poskromicielka lwów, głaszcząca rozwścieczone zwierzę. Pod działaniem tej cichej, spokojnej pieszczoty, car uspakajał się jakby zasypiał. Konwulsyjne drżenie ciała słabło; tylko martwa maska twarzy teraz całkiem już skamieniała; z oczami zamkniętemi wciąż jeszcze drgała, chwilami wykrzywiając się jakby w błazeńskich grymasach.
Za Katienką weszła do komnaty małpka, przywieziona jako podarek Lizce, młodej carewnie przez jednego szypra holenderskiego. Figlarna małpka, postępując jak paź za carową, chwytała za brzeg jej sukni, jakby chciała ją podnieść z bezwstydną zuchwałością. Ale ujrzawszy suczkę Lizetę, wskoczyła na stół, ze stołu na sferę, przedstawiającą ruch ciał niebieskich wedle systemu Kopernika. Ciężkie łuki miedziane ugięły się pod maleńkiem zwierzątkiem; globus niebieski z cicha zadźwięczał. Potem, skacząc coraz wyżej dostała się małpka na sam wierzch stojącego zegaru angielskiego, pokrytego skrzynką oszkloną o ramach mahoniowych. Ostatni promień zachodzącego słońca padał na zegar i po-