Strona:Antychryst.djvu/314

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

poniżeni zostali, — a ty ku nim skłonność masz wielką. Temu gwoli tak pozostać jako chcesz, ani rybą ni mięsem, nie możesz. Lecz albo zmień swoje obyczaje, i nieobłudnie stań się godnym następstwa albowiem dusza moja bez tego się nie uspokoi a osobliwie teraz, gdy na zdrowiu upadłem — albo zostań mnichem...
Aleksy milczał, spuściwszy oczy. Twarz jego wydała się teraz takąż maską jak twarz Piotra, maska naprzeciw maski — i w obu dziwne, nagłe, jakby widmowe podobieństwo — podobieństwo w sprzeciwieństwach. Rzekłbyś, szerokie okrągłe, nabrzmiałe oblicze Piotra odbijało się w wydłużonem, wązkiem obliczu Aleksego — jakby w zwierciadle wklęsłem zwężyło się i wyciągnęło poczwarnie.
Piotr również milczał. Ale w prawej jego szczęce, w kącie ust i oka, w całej prawej stronie twarzy wszczęło się szybkie drganie, wzmagające się wciąż i przechodzące stopniowo w ruch konwulsyjny, który ogarniał twarz całą, szyję, łopatkę, ramię i nogę. Ruch ten, poprzedzający napady wściekłości, był powodem, że poczytywano Piotra niekiedy za epileptyka lub opętanego. Aleksy nie mógł patrzeć bez trwogi na ojca w takiej chwili, ale teraz spokojny był, jakby go okrywała nieprzewidzialna nieprzenikliwa zbroja. Cóż jeszcze mógł mu uczynić ojciec? Zabić? — Niechby. — Czyż to, co uczynił przed chwilą, nie gorsze od zabójstwa?