Strona:Antychryst.djvu/211

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Chłopka rywalką księżnej Wolfenbüttelskiej, synowej Imperatora. W Rosyi bywa to, co jest nie bywałe — powiedział mi kiedyś pewien Rosyanin: ojciec — z praczką, syn — z chłopką.
Niektórzy mówią, że jest ona Czuchonką, wziętą do niewoli przez żołnierzy, podobnie jak carowa; inni, że dziewką dworską u nauczyciela carewicza, Nikifora Wiazemskiego. Zdaje się, że to ostatnie prawdziwsze.
Dosyć piękna, ale odrazu widać, że »podłego rodu«, jak tu mówią. Wysoka, ryża, biała; nos nieco zadarty; oczy wielkie, jasne, nieco skośne, z jakiemś dzikiem, koziem spojrzeniem; wogóle jest w niej coś koziego, jakby u samicy Satyra w Bachanalii Rubensa... Jedna z tych, które w nas kobietach wzbudzają oburzenie, a mężczyznom zawsze prawie się podobają.
Carewicz, mówią, szaleje za nią. Gdy się z nim zeszła, była pono niewinna i długo mu się opierała. Nie podobał jej się wcale. Ani obietnice, ani groźby nie pomagały. Ale raz, pijany, rzucił się na nią w jednym z tych napadów wściekłości, jakie mu się zdarzają, podobnie jak i ojcu: zbił ją, omal nie zabił, groził nożem i gwałtem nią owładnął. Rosyjska zwierzęcość — rosyjskie brudy!
I to ten sam człowiek, który podobny był do świętego, gdy tam w lasach Rożdestwieńskich śpiewał litanie do bożego człowieka Aleksego i otoczony białemi gołębiami mówił o »Chrystu-