Strona:Antychryst.djvu/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

pono do niewoli cała eskadra. Przez cały dzień słychać dzwony i salwy armatnie. Wogóle nie żałują tu prochu: z powodu najdrobniejszego zwycięstwa, gdy pochwycą trzy albo cztery przez pół zgniłe galary, walą z armat, jakby świat pokonali.

9 września.

Car powrócił do Petersburga; znów strzelanina, jakby w mieście oblężonem. Ogłuchliśmy prawie od huku. Niezliczone pochody tryumfalne, ognie sztuczne z samochwalczemi alegoryami; car wysławia się jako zdobywca świata, Cezar i Aleksander. Była pijatyka, na której, chwała Bogu, nas nie było. Popili się podobno znów jak świnie.

13 września.

Deszcz, błoto. Przez okno widać nizkie, ciemne, jakby kamienne niebo. Na gałęziach bezlistnych kraczą zmokłe wrony. Smutno! Smutno!

19 września.

Zastałam księżnę następczynię nad listami carewicza, które pisywał do niej jeszcze jako narzeczony. Krzywe, niezdarne litery na liniach,