Strona:Antoni Schneider - Babiagóra w Beskidach.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

bano, ach bano mi! zwykle jednak jakby z obojętności i nieuważając na swą niedolę doda: Bóg opika się (Bóg się mną opiekuje) i tylko w większej rozpaczy usłyszeć można od niego Skoda Boże! (pożal się Boże!).

Do beskidowych to mieszkańców stosuje się po większej części to wszystko, co o biedzie w górach słyszymy. I tak wychodzą ze szczupłą mirendą[1] i palicą w ręku, gromady górali na kośbę, ciesiołkę, do żniwa i innych robót, do których najmują się w równinach, o mil kilkanaście i dalej po za Kraków i Wisłę. Szczególnie z wiosny i przez całe lato, widać w Krakowie mnóstwo Górali tutejszych, tak mężczyzn jak i kobiet, krzątających się za zarobkiem. Głód to, głód okropny, wygania ich z siedziby (chudoby i statku)[2] za którą przecież tak tęsknią, i którą kochają nad życie. Są wprawdzie zdania, że Górale po części sami winni swej biedzie, i gdyby nie wrodzone im lenistwo, mogliby byt swój polepszyć. Jak tylko nastanie pora Na Michalskie[3], póki tylko wystarczają szczupłe zapasy, żadną miarą nie można skłonić Górala do udania się na zarobek, o który w tych stronach nie trudno, bądźto przy spuście i obrabianiu drzewa, bądź przy fabrykach żelaza. Dopiero gdy mu głód dokuczy, gdy lichą żywiąc się strawą, zdrowie i siły nadweręży, w ostateczności bierze się do roboty, a niemogąc po-

  1. Mirendą nazywają Górale żywność na drogę; palicą zowią laskę.
  2. Chudobą i statkiem, nazywają Górale tutejsi swój majątek i bydło.
  3. Na Michalskie nazywają Górale czas o św. Michale, przy końcu Września, w którym po skończonym szczęśliwie zbiorze swego pożytku lub po powrocie z zarobku z obczyzny, Góral na łonie swej ojcyzny (gruncie po ojcu) mieni się za najszczęśliwszego w świecie; buja zwykle całemi dniami bezczynnie w karczmie i cąbrzy się (kłóci, targa) z sąsiadami, niedając się jednak tak łatwo wysturzać (wypchać) z karczmy. Upomniony od duszpasterza, jeżeli jest we wsi, i stateczniejszych sąsiadów, nazwie to sam gidem (obmierzłą brzydotą), lecz za chwilę gdy stanie w kompanii z równym sobie, odpowie naiwnie napominającym go Pytam! Ne horsyt’ se! (Proszę, nie gniewajcie się), i nadomiar swej obojętności, zwłaszcza gdy młody, pohajdukuje (zatańcuje) jeszcze jakiegoś obertasa, niby krakowiaka, czem nieraz wszystkich zadowolni, zaśpiewawszy przytem:

    He dobrze Janickowi pokiela jest młody,
    Przeskakuje bucki, Jaworowe kłody.
    albo
    Nie będę zbójnickiem będę gnanapyrem (grenadyerem),
    Będę sobie chodził, w kłobuczku pod pyrem (piórem).