Strona:Antoni Potocki - Żyd w wiosce.djvu/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

szczecina — i nawet zupełnie bezwartościowe na pozór strzępy gospodarki chłopskiej — tworzą jego świetnie procentujący — kapitał.
Arendarz ma dwóch synów, którzy rzadko bardzo siedzą w domu, lecz bezustanku kursują pomiędzy miastem i okolicznemi wsiami. Jeden z nich skupuje wszystko, co się da — drugi sprzedaje też wszystko — czego chłop potrzebuje. Podam dwie próbki, które dostatecznie wyświetlą charakter tej działalności. Cena grzybów na wsi jest bardzo nizką. W niektórych okolicach nie przenosi ona wczesną jesienią 12—15 kop. za funt. Żyd, dojeżdżający z różnymi komisami do najzapadlejszych wiosek, skupuje je wolno i sprzedaje w mieście kupcom hurtowym po 20—25 kop., czyli z 60 proc. do 100 proc. czystego zysku.
Drugi żyd rozwozi po wsiach wyroby fabryczne i metalowe. W pewnej wiosce np. dostarcza zwykle kos.
Kupuje on brakowne kosy w fabryce, (gdzie sprzedają je o 40 proc. niżej od zwykłej ceny) i wyprzedaje, biorąc znacznie więcej niż warte są kosy niebrakowne. Jak bezczelnie pomysłowym jest żyd wobec chłopa — niech świadczy ten fakt. Pewien włościanin, oglądając kosę, zwrócił uwagę, że „znak” (marka fabryczna) był przecięty kosą, (w ten sposób majster po wypróbowaniu naznacza brakowne kosy).
Żyd wytłómaczył mu to tak:
— Słuchaj — to był taki dobry majster — jak on umarł, to nawet imię jego zabili, żeby nikt nie podrabiał jego kos.
Argument był świetny, bo żyd zna doskonale umysłowość chłopską i gospodarz święcie mu uwierzył. Nie znającym gruntownie tych stosunków dziwnem się wydaje, że chłop „dobrowolnie” pozwala się wyzyskiwać. Rzeczywiście, nie można powiedzieć, żeby wioska nie znała tych spraw. Owszem, wiele razy zdarzało mi się słyszeć od włościanina opisy rozmaitych szwindlów żydowskich i jeżeli nie potrafi on dobrze wszystkiego wyłożyć, to sam zawsze rzecz całą rozumie. Cóż więc zmusza go do pokornego znoszenia tej niewoli żydowskiej?